DENGA – gorączka krwotoczna.
Piękne, cudowne, gorące Bali przyciąga co roku rzesze turystów z całego świata. Jedni przyjeżdżają na tydzień, drudzy na dwa, a nierzadko tak jak i moja rodzina na rok i dłużej. Zamiana polskiej zimy na indonezyjską 30 stopniową sielankę kusi. Pora deszczowa na Bali jest naprawdę przyjemna i nie ma sensu sprawdzać prognozy pogody, bo nawet jeśli pada to i tak jest ciepło.
Jest jedno ALE!
W porze deszczowej jest dużo większe prawdopodobieństwo spotkania z komarami z rodzaju AEDES, które to przenoszą wirusową chorobę o nazwie: DENGA. Jadąc w tropiki należy być świadomym i takich pamiątek.
Mieszkaliśmy prawie rok na Bali (całą ubiegłoroczną porę deszczową) i nic się nie wydarzyło. Smarowaliśmy się środkami na komary zakupionymi w lokalnych marketach. Nic więcej nie było trzeba. Dengę znaliśmy tylko z opowieści. W tym roku pojechaliśmy jedynie na miesiąc (od 14 stycznia do 14 lutego 2020). Pierwszy zachorował mój brat. Dzień później mój mąż. Obaj mieli podobne objawy: ból głowy, bóle stawów, ból oczu, wysoka temperatura i osłabienie całego organizmu. 29 stycznia pojechali obaj na ostry dyżur do znanego nam wcześniej szpitala, gdzie podano im dożylnie elektrolity i paracetamol. Poczuli się znacznie lepiej i wrócili na noc do hotelu. Szpital zalecił regularne zażywanie paracetamolu w tabletkach oraz kolejną wizytę 31 stycznia w godzinach porannych. Choroba rozwijała się. Obaj wyglądali coraz gorzej i takie było ich samopoczucie. Spędzili w szpitalu cały dzień pod kroplówką, a testy na dengę wyszły pozytywne. Brat wyszedł do domu, ale męża już nie chcieli wypuścić, gdyż stan jego zdrowia i potężne osłabienie na to nie pozwoliły.
Denga dosłownie wysysa energię życiową. Trombocyty spadają i jest to dla każdego indywidualna wartość. Po czasie pojawia się początkowo swędzące zaczerwienienie skóry (opalenizna staje się ogniście czerwona), aby zmienić się w krwotoczną wysypkę.
Ostatecznie mąż spędził w szpitalu cztery, a brat dwa dni. Na Bali wypuszczają delikwenta dopiero, gdy trombocyty „odbijają się od dna” i zaczyna się powoli wracać do życia. Później tylko kontrolna morfologia czy wszystko wróciło do normy. Obawialiśmy się czy do 13 lutego obaj będą w dosyć dobrej formie, aby móc lecieć do kraju. Wszystko przebiegło bez komplikacji, choć osłabienie było widoczne na pierwszy rzut oka.
Dziękowaliśmy Bogu za to, że ani ja, ani dzieci nie zostały zakażone przez tego komara. Moja radość nie trwała długo. Dzień po przylocie nie mogłam już normalnie funkcjonować. Ból głowy, oczu i stawów był olbrzymi. Trafiłam do szpitala, gdzie spędziłam 11 dni. Przeszłam całą dengę na oddziale chorób tropikalnych. Jestem właśnie tuż po wyjściu ze szpitala i cieszę się, że mam to za sobą. Ciągle z drżeniem obserwujemy dzieci, ale mam nadzieję, że to nie była ich opowieść.
Dengę można łatwo pomylić z grypą, zwłaszcza przy niekompletnych objawach. Bądźcie czujni jadąc w tropiki, bo zachorowanie nie jest znowu takie niemożliwe. Na Bali mieszkaliśmy w mieście w dwóch różnych lokalizacjach. Teraz było to bardzo ruchliwe, turystyczne miejsce, więc teoria, że komary „tygrysie” występują tylko pośród pól ryżowych czy w dżungli nie jest do końca prawdziwa. Komar ten potrzebuje do przeżycia garść słodkiej wody, więc w porze deszczowej to naprawdę nie jest takie trudne do spełnienia. Pierwsze zachorowanie na dengę może być nawet bezobjawowe, ale kolejne niesie za sobą poważniejsze konsekwencje. Po przechorowaniu dengi „jedynki” (bo są 4 jej rodzaje) śmiertelnie niebezpieczne jest zachorowanie na „trójkę” lub „czwórkę”. Kluczowym staje się dodatek w opisie jednostki chorobowej „gorączka krwotoczna”.
Życzę wszystkim wielu pięknych, bezpiecznych podróży w tropiki, ale bądźcie świadomi, czujni i bezpieczni!