Miejsca,  Podróże

Nusa Penida

Nusa Penida – nasz cel, to największa z trzech wysp u południowo-wschodniego wybrzeża Bali, pozostałe mniejsze to Nusa Lembongan i Nusa Ceningan.

Na Penidę wybraliśmy się speed boat’em z Sanur. Zbiórka w porcie około 8.00, po to aby o 8.30 wyruszyć ze Sri Rejaki . Koszt na osobę w obie strony to 150.000 Rp.

To nasz pierwszy rejs speed boat’em i trochę zdziwiliśmy się formą wejścia na łódź. Nie ma tam pomostów, po prostu wchodzisz jak potrafisz brodząc w wodzie. Walizki na szczęście wnosi obsługa. Wszyscy na swoich miejscach szczęśliwi – ruszamy. Okna są otwarte i woda leciutką mgiełką wpada do środka. Super. Płyniemy naprawdę szybko. Dzieciom podoba się ta odrobina szaleństwa. Rejs trwał niecałą godzinę, to optymalny czas, aby nie mieć złych wspomnień. I oto jesteśmy na miejscu. Czeka już na nas w aucie umówiony kierowca – Gede Cemeng Narayana, który okazuje się być bardzo życzliwym, spokojnym, uśmiechniętym człowiekiem. Bardzo polecamy Gede jako kierowcę, przewodnika i fotografa w jednym, ale o tym później 🙂

Zwiedzanie Penidy zaczynamy od zachodniego wybrzeża czyli kolejno: Klinking Beach, Broken & Angel Beach i na deser plażowanie na Crystal Beach. Mimo, że ruszamy bez zbędnej zwłoki okazuje się, że takich osób jak my jest więcej, a dokładniej mówiąc wszystkie cumujące łodzie przywożą bardzo wielu turystów. Większość jedzie w to samo miejsce, co powoduje sznur aut jadących powoli na trudniejszych odcinkach drogi. Oczywiście można wynająć skuter, bo to taniej i szybciej, ale w naszym składzie nie było o tym mowy ponieważ drogi na Penidzie na pewnych odcinkach są dosyć trudne do pokonania (w mojej ocenie i jak dla mnie!), no i walizki, dzieci…

Klinking Beach lub też inaczej nazywana T-Rex Beach to naprawdę piękne miejsce.

Kolory i widoki na zdjęciu są bez żadnego retuszu. Można zejść na dół schodami na samą plażę.

Ale żeby coś zobaczyć nie mając przed sobą cudzej głowy trzeba było sporo poczekać.

Wygląda to niestety tak, że każdy chce mieć to wymarzone ujęcie co powoduje spore zatory.

Z drugiej strony jest Paluang Cliff, gdzie jest  znaczenie więcej przestrzeni i dzieci znalazły czas na huśtawkowy relax.

Kolejne piękne miejsce to Broken & Angel Beach. Tutaj też sporo ludzi, ale podobnie jak na klifie przestrzeń jest większa i można było spokojnie pospacerować.

Była już prawie 15.00 jak dojechaliśmy do Crystal Beach, gdzie zaplanowaliśmy plażowanie. Dopiero tam był czas na odpoczynek. Nie przepadamy za turystyką z samochodu, więc nieco nas zmęczył dzisiejszy dzień.

Po 18.00 dotarliśmy do miejsca, gdzie wykupiliśmy nocleg. Miejsce okazało się nietrafione pod wieloma względami, ale pobudka o 5.30 głośnym rykiem lokalnych modłów przelała czarę goryczy. Podobno sąsiad nie do końca ma kontakt z rzeczywistością i serwuje takie atrakcje zupełnie gratis. Gdybym dopiero przyjechała mogłabym pomyśleć, że to u nich normalne, ale mieszkam tutaj już kilka miesięcy i jeszcze nikt, nawet w czasie dużych świąt, nie zgotował mi takiej pobudki.

Śniadanie mieliśmy zamówione na 8.00, aby zobaczyć i poczuć jeszcze bardziej Penidę. Widok na piękny Agung rekompensował krótki sen.

Dzisiaj w odróżnieniu od dnia poprzedniego najpierw plażowanie, a później tuż przed wyjazdem oglądanie wschodniego wybrzeża. Najpierw Athu Beach i okolice. Widoki z klifu naprawdę okazałe. Można stać, spacerować i podziwiać. Spoglądamy jednak tęsknie w dół, gdzie ukazuje nam się ulubiona plaża Gede – Athu Beach. Aby tam się dostać należy pokonać sporo stromych schodów, nie jest to jednak trudna sztuka. Nasz pięcioletni Szymon dzielnie dreptał. Naprawdę warto. Piękna zatoka. Kolor wody i naturalne krajobrazy cudowne. Ocean pokazuje swoją moc z większą siłą niż na Bali. Trzeba naprawdę uważać. Dla wrażliwszych proponuję buty do wody. Ludzi o wiele mniej niż na zachodzie. Kilka warungów na samej plaży oferujących leżaki, worki, parasole, stoliki, lokalne jedzenie oraz picie. Wszystko czego potrzeba. Z rozmysłem spędzamy tam naprawdę sporo czasu. Świeże soki i ryba z gilla petarda. Kierowca czuł niedosyt, bo chciał nam tyle pokazać, jednak szanował nasz wybór i cierpliwie czekał.

Objechaliśmy jeszcze nieco wschodu. Byliśmy na Teletubisiowych Wzgórzach – cudowne … Bieszczady, takie mieliśmy skojarzenie!

Ogólnie Nusa Penida to bardzo malownicze, spokojne miejsce dobre na wypoczynek i wyciszenie, oczywiście prócz miejsc extra „must have”. Życie tutaj toczy się znaczenie spokojniej niż na Bali. Nawet psów jest mniej i są zadbane i szczęśliwe 🙂

Czas wracać. Startujemy o 16.00, a w porcie trzeba być pół godziny przed wypłynięciem. Wszystko dobrze i o czasie. Polecamy na 100% naszego kierowcę i jego usługi: słowny i punktualny co tutaj nie jest wcale takie oczywiste (łatwo go znaleźć na Fb: Cemeng Tourguide Nusapenida).

Oto wrażenie mojego  syna: piękne plaże, mocne fale, słabe drogi, dobry driver. Chciałby pojechać tam jeszcze raz!

Po niespełna godzinie jesteśmy na Bali. Niestety jest odpływ i niemożliwe jest, aby łódź podpłynęła blisko brzegu. Trzeba zeskoczyć do wody co powoduje zmoczenie siedzącej części ciała 🙂

Po odświeżeniu mamy jeszcze w planie obejrzenie pokazu balijskiego tańca w jednej z restauracji na plaży.

Naprawdę dobry weekend!